To nie COVID-19 można się obawiać w tym sezonie. Inny wirus zmutował
Nowy, mocno zmutowany szczep grypy może sprawić, że nadchodzący sezon będzie jednym z najcięższych od dekady – ostrzegają brytyjscy naukowcy.
Powodem tych spekulacji jest nowy szczep wirusa grypy, który przeszedł większe niż zazwyczaj zmiany genetyczne. Co istotne, doszło do nich w środku minionego lata, a nie wcześniej, jak zazwyczaj się to dzieje. W efekcie obecnie stosowane szczepionki mogą nie być tak dobrze dopasowane do krążących odmian, jak w poprzednich latach.
Mimo to brytyjscy eksperci zdecydowanie zachęcają do szczepień i to bez zwłoki. Zwracają uwagę, że nawet częściowo dopasowana szczepionka zapewnia lepszą ochronę przed infekcją niż jej całkowity brak. Podkreślają, że zaszczepienie się nadal znacząco zmniejsza ryzyko ciężkiego przebiegu choroby.
"Choćby częściowa ochrona jest lepsza niż żadna" – przekonuje prof. Nicola Lewis, dyrektorka World Influenza Centre we Francis Crick Institute. Zaznacza, że dotyczy to przede wszystkim osób najbardziej zagrożonych powikłaniami pogrypowymi, takich jak seniorzy, pacjenci z obniżoną odpornością oraz osoby z chorobami przewlekłymi, w tym astmą, cukrzycą i schorzeniami serca. W ich przypadku szczepienie może wyraźnie zmniejszyć ryzyko ciężkiego przebiegu choroby i konieczności hospitalizacji.
H3N2 pod szczególną obserwacją
Jak informuje prof. Derek Smith z University of Cambridge, największe zmiany dotyczą sezonowego szczepu wirusa oznaczonego symbolem H3N2. "Jest niemal pewne, że rozprzestrzeni się on po świecie i to szybciej niż zwykle" – twierdzi specjalista, wskazując na wysokie ryzyko szerokiej transmisji.
Patogen ten jest obecnie intensywnie badany, jednak już pojawiają się podejrzenia, że dzięki mutacjom może skuteczniej wymykać się odpowiedzi immunologicznej organizmu. Taka zdolność "ucieczki" przed odpornością oznaczałaby większą skuteczność zakażania i szybsze rozprzestrzenianie się wirusa w porównaniu z poprzednimi sezonami grypowymi.
Wcześniejszy niż zwykle szczyt zachorowań
W Anglii szczyt zachorowań na grypę zazwyczaj przypadał na okres od grudnia do lutego. W tym roku sytuacja wygląda inaczej – liczba wykrywanych zakażeń zaczęła rosnąć już pod koniec października, co zdaniem ekspertów może świadczyć o silniej nasilonym sezonie.
"Podejrzewam, że ten sezon może być bardziej nasilony" – zapowiada prof. Nicola Lewis. Jej zdaniem obserwowane obecnie wskaźniki wskazują, że fala grypy może nadejść wcześniej i mieć cięższy przebieg niż w poprzednich latach.
Podobnie ocenia sytuację prof. Christopher Fraser z Pandemic Sciences Institute na University of Cambridge. "Jest wysoce prawdopodobne, że to będzie ciężki sezon grypowy i pojawi się wcześniej niż zwykle. Być może najgorszy od dekady" – mówi prof. Fraser, zwracając uwagę na połączenie wczesnego startu sezonu z pojawieniem się nowej mutacji.