Taka będzie Polska za 35 lat. Zapnijcie pasy
Jaka będzie Polska za 35 lat? Główny Urząd Statystyczny przeprowadził eksperymentalną prognozę dotyczącą liczby ludności w naszym kraju. Optymista powiedziałby, że szału nie ma.
Granat zwany demografią już dawno wybuchł, ale większość ludzi udaje, że tak naprawdę wystrzelił jakiś niegroźny kapiszon. Istnieją jednak publicyści i eksperci, którzy nie zamiatają problemu pod dywan.
Mniej niż 30 mln ludzi
Ariel Drabiński – analityk ds. demografii w magazynie “Układ Sił” – zwrócił uwagę na eksperymentalną prognozę GUS dotyczącą liczby ludności w Polsce za 25 lat. Zgodnie z przedstawionymi danymi, w 2060 r. liczba ludności w Polsce może wynieść 28,4 mln ludzi w scenariuszu niskiej dzietności (oficjalny scenariusz wskazuje na 30,9 mln).
Oczywiście nie wszyscy z tych 28,4 mln będą ludźmi zdolnymi do pracy. W scenariuszu niskiej dzietności 3,5 mln ludzi będzie w wieku przedprodukcyjnym, 14 mln w wieku produkcyjnym i 11 mln w wieku poprodukcyjnym.
Czy to jest ten moment, w którym środowiska znane z “włączania myślenia” krzykną zgodnie, że media straszą? Nawet jeśli tak zrobią, to mają rację. Media straszą katastrofą demograficzną, ponieważ katastrofa demograficzna, jak sama nazwa wskazuje, będzie katastrofalna w skutkach. A przed nadchodzącymi katastrofami raczej się ostrzega.
Wszystkie scenariusze demograficzne dla Polski są złe i nie jest to światowy spisek producentów czegokolwiek. Pojawia się całkiem zasadne pytanie: kto wobec tego będzie pracować w Polsce? Kim zamierzamy utrzymać gospodarkę, skoro będzie nas coraz mniej?
Polska skazana na imigrantów
Powyższą kwestię poruszył Jarosław Wolski. W swojej publikacji na FB pisze, że “uratowałaby nas duża i trwała migracja z terenu byłej Rzeczypospolitej Obojga Narodów, no ale ‘Ukrainiec zły’ i dlatego mamy masowy import Kolumbijczyków, Hindusów, itp.”
Wolski zastanawia się, zresztą ja również, “jaki proces myślowy siedzi w głowach części polityków skoro już wiadomo, że demograficznie wymieramy, zderzymy się ze ścianą a jedyna szansa to imigranci”.
Jarosław Wolski zwraca uwagę, że dla Polski byłoby korzystniej, gdyby pracowali u nas cudzoziemcy z krajów bliskich nam zarówno kulturowo, jak i cywilizacyjnie. W mojej ocenie jest to pigułka, której wielu polskich konserwatystów nie jest w stanie przełknąć. Problem polega na tym, że demografia, niczym Morfeusz z serii filmów “Matrix”, zmusi nas do wybrania jednej konkretnej pigułki.
Nie szanujemy Ukraińców to będziemy mieć Hindusów i Wenezuelczyków.