Ciągle widzę, że “szukają fachowców”. Bzdura, aż śmiać mi się chce

Nikt nikogo nie szuka, a nawet jeśli szuka, to najpewniej nie dowiecie się o tym z mediów głównego nurtu. Wiem, bo sam tego doświadczyłem jako fachowiec.

Sebastian Barysz
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na X
Ciągle widzę, że “szukają fachowców”. Bzdura, aż śmiać mi się chce

Dość często trafiam na artykuły, których wydźwięk jest następujący: tu i tu szukają fachowców, ale tych fachowców ciągle brakuje. Tu i tu płacą prawdziwe kokosy. Nic tylko aplikować!

Dalsza część tekstu pod wideo

Pomijam to, że doskonale rozumiem ideę chwytliwego tytułu, który ma skłonić odbiorcę do kliknięcia. Niemniej czytając takie nagłówki, można dojść do wniosku, że faktycznie tych fachowców wszędzie brakuje, że są jakieś mityczne branże, które tylko czekają na twoje CV. Że ta zła młodzież tylko klika w komputer, a nie potrafią wziąć się za prawdziwą pracę i przykręcić śrubki!

A ja uważam, że fachowców nie brakuje i mam na to dowody z życia wzięte. 

Doświadczony, młody i poukładany pracownik

Na długo, zanim rozpocząłem karierę dziennikarską, byłem fachowcem, operatorem maszyn, montażystą. Najzwyczajniej w świecie musiałem pracować od razu po zakończeniu liceum, by po prostu się utrzymać. Takie już jest życie.

Przez około 8 lat pracowałem w kilku zakładach (okolice Warszawy), gdzie nauczyłem się obsługi wielu maszyn. Pamiętam przełomowy moment, w którym szukałem innego zajęcia. Chciałem po prostu robić coś innego (wówczas pracowałem w branży odlewniczej, która do najlżejszych nie należy).

Chcesz być stolarzem? Nie tak prędko!

Padło na mityczną stolarkę, a tak się składa, że w tamtym czasie branża ta “szukała fachowców”, parafrazując typowy nagłówek. Przygotowałem więc całkiem niegłupie CV: oprócz twardych umiejętności i uprawnień, moim atutem była znajomość języków obcych i to, że całkiem nieźle radzę sobie z komputerem. Ba, zdarzyło mi się nawet pracować jako dziennikarz w branży technologicznej, ale dziś nie o tym.

W tamtym czasie aplikowałem do kilkunastu zakładów stolarskich w promieniu 10, może 15 km od Warszawy. Nie ujmuję mniejszym miejscowościom, ale śmiem twierdzić, że jednak w Warszawie i okolicach jest troszkę większe nasycenie zakładów pracy, niż [tu wstaw nazwę małej miejscowości].

Byłem przekonany, że branża, której tak mocno doskwiera brak fachowców, przyjmie młodego pracownika z bardzo mocnym CV, który na dodatek potrafi się wysłowić i jest kulturalny. Ależ ja się myliłem! 

Po prostu kup sobie maszynę i naucz się fachu

Jeden z pracodawców, który szukał pomocnika stolarza, postanowił mi napisać e-maila o treści (tu parafrazuję): no dobrze, ale nie ma Pan doświadczenia w stolarstwie.

No, nie da się ukryć, że nie mam. Zasadniczo to właśnie po to aplikuję, by mieć takie doświadczenie. Pamiętam, że okropnie się wtedy sfrustrowałem, bo cała sytuacja wyglądała tak, że chcąc stać się pomocnikiem (pomocnikiem — nie operatorem, czy brygadzistą!), muszę mieć już doświadczenie konkretnie w tej branży.

Ironizowałem wtedy, że najlepiej dla takiego pracodawcy byłoby, gdybym najpierw sam sobie kupił maszyny, nauczył się fachu w domowym zaciszu, a potem pokornie aplikował na pomocnika.

Dodam, że w swoim CV (i to w bardzo młodym wieku) mogłem wpisać takie punkty, jak pełnienie obowiązków brygadzisty zmiany, znajomość rysunku technicznego, obsługa maszyn CNC, miałem też kilka uprawnień, również na suwnice, wózek widłowy, prawo jazdy... Niestety, to za mało, by stać się pomocnikiem stolarza.

Jedno w ofercie, drugie podczas rozmowy

Czekałem na odzew z innych firm. Wreszcie telefon! Firma z okolic powiatu pruszkowskiego. Pytali się, czy interesuje mnie praca na 3 zmiany. Odpowiedziałem, że nie i dodałem, że nie było o tym mowy w ofercie. “Rozumiem. Do widzenia”.

Największym hitem był pracodawca, który faktycznie zaprosił mnie na rozmowę. Swoją drogą przebiegała ona bardzo sympatycznie. Z kontekstu zrozumiałem, że tego dnia będzie miał kilkanaście takich rozmów, co jest w pełni zrozumiałe.

W pewnym momencie powiedział mi, że “martwi mnie brak uprawnień na wózki widłowe”. Miałem ułamek sekundy, by zadecydować, co odpowiedzieć. Z jednej strony chciałem “odpyskować” coś w stylu: no to mi zrobicie ten kurs! Zawsze byłem roszczeniowy!

Zwyciężył jednak rozsądek i powiedziałem tak: mam uprawnienia, jest to w CV, tam na drugiej stronie. Właściciel dopiero przy mnie zorientował się, że CV ma drugą stronę. Pracy nie dostałem.

Nie zostałem stolarzem, a fachowców wciąż brakuje

Ostatecznie nie stałem się stolarzem. Według niektórych przedsiębiorców, żeby stać się stolarzem, musisz już być stolarzem. Potem czytam w sieci, że ta branża szuka fachowców i brakuje rąk do pracy, co mnie śmieszy.

Moim zdaniem głównym problemem jest mentalność niektórych przedsiębiorców, którzy nie ufają pracownikom. Nie zatrudnią młodego, sprytnego chłopaka, który ma potencjał, bo zapewne ma dwie lewe rączki.

Zamiast tego wolą niejednokrotnie wziąć kogokolwiek innego, ale ważne, by miał w CV magiczne słowo “stolarz”. To, że będzie przychodzić do pracy nietrzeźwy to niska cena za dobrego fachowca, prawda?

Mamy już kogoś na Pana miejsce

Ale i w tej kwestii nasze rodzime bestie już się wycwaniły. Otóż nie trzeba szukać “młodego, sprytnego chłopaka”, który nie daj Boże krzyknie zaporową stawkę 4500 zł netto za 160 zł podczas okresu próbnego. Teraz agencje pracy oferują znacznie tańszych pracowników zagranicznych (np. Filipiny, Ameryka Południowa).

I żeby nie było nieporozumień, to nie mam nic do ludzi, którzy chcą uczciwie pracować w Polsce. Ba, sam zresztą pracowałem z nimi, bo w przeszłości uczyłem fachu grupę pracowników z Filipin (bardzo pozytywni ludzie i bardzo pracowici). Chodzi o coś innego.

Niedawno, czyli w minione wakacje, spotkałem współpracownika, z którym dzieliłem obowiązki w zakładzie obróbki szkła (okolice 2018 r.) Wtedy na ok. 15 pracowników była jeden obcokrajowiec. Chociaż określenie "obcokrajowiec" to jest przesada, gdyż ten jeden kolega urodził się na Ukrainie, ale większość życia mieszkał w Polsce.

Jak te proporcje zmieniły się po kilku latach? Oprócz kierownika nie pracują tam już Polacy (chodzi oczywiście o halę, a nie biuro). Wyobraź więc sobie, że twoim marzeniem jest zostać szklarzem, chcesz podłapać tajniki tego fachu. Może być tak, że będziesz konkurować o etat z pracownikami, którzy pewnie zrobią to samo, co Ty, ale za połowę stawki. Powodzenia.

Inwestycje? A co to jest? 

W Polsce nie brakuje fachowców. Brakuje za to przedsiębiorców, którzy chcą inwestować w swoją firmę. Do tej pory większość pracodawców, z którymi miałem do czynienia, wychodziła z założenia, że “nie będziemy inwestować”.

Jeśli zastanawia was cudzysłów, to już tłumaczę – dokładnie to usłyszał kierownik zmiany w jednej z firm, gdy zasugerował właścicielowi kupno niewielkiej, używanej maszyny, która usprawniłaby wiele. Skoro "nie będziemy inwestować", to zagraniczny kapitał zrobi to za nas.