Są pierwsze skutki wojny handlowej. Armatorzy już kombinują

Wojna handlowa między Stanami Zjednoczonymi a Chinami nabrała nowego wymiaru.

Arkadiusz Stando
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na X
Są pierwsze skutki wojny handlowej. Armatorzy już kombinują

Po wprowadzeniu wysokich opłat portowych armatorzy na całym świecie w pośpiechu zmieniają trasy i struktury korporacyjne, by uniknąć kosztownych sankcji. Jak podaje South China Morning Post, nowe przepisy wywołały chaos w branży żeglugowej i natychmiastowe reakcje największych przewoźników.

Dalsza część tekstu pod wideo

Od wtorku amerykańskie porty zaczęły pobierać opłaty za rozładunek statków zbudowanych w Chinach, niezależnie od ich właściciela. Początkowa stawka wynosi 18 dolarów za tonę netto, a w ciągu najbliższych trzech lat wzrośnie do 33 dolarów. W przypadku kontenerów podwyżki są jeszcze bardziej odczuwalne — z 120 do 250 dolarów za sztukę do 2028 roku.

Z kolei Pekin nie pozostał dłużny. Chińskie władze nakładają opłaty na jednostki należące do amerykańskich firm, osób fizycznych czy statki zbudowane w Stanach Zjednoczonych. Cenniki startują od 400 juanów (56 dolarów/ok. 200 zł) za tonę netto i mają wzrosnąć do 1120 juanów (ok. 550 zł) w kwietniu 2028 roku.

Armatorzy szukają nowych tras

Jak informuje "SCMP", firmy żeglugowe reagują natychmiast. Europejskie koncerny Maersk i Hapag-Lloyd przekierowały dwa kontenerowce z chińskiego portu Ningbo do południowokoreańskiego Busan. Tam ładunki mają zostać przeładowane i dostarczone do miejsca docelowego innymi kanałami logistycznymi. — Sytuacja zmusza branżę do reorganizacji w skali globalnej — podkreśla jedno ze źródeł cytowane przez dziennik.

Nie wszyscy zdążyli dostosować się do zmian. Chińskie media podały, że amerykański kontenerowiec Manukai, który przypłynął do Szanghaju dzień po wejściu w życie nowych przepisów, musiał uiścić kwotę w wysokości 4,46 mln juanów, czyli około 2,3 mln złotych.