Polska wyśmiana przez Chiny? Chodzi o akt dywersji
Wymiana zdań między polskimi a chińskimi przedstawicielami nabrała rumieńców po weekendowym incydencie na Mazowszu. Premier Donald Tusk określił uszkodzenie torów na trasie Warszawa-Lublin jako bezprecedensowy akt dywersji i zapowiedział szybkie ujęcie sprawców.
Wpis premiera spotkał się jednak z ostrą reakcją dziennikarza państwowego "China Daily", Chen Weihua, który porównał rzeczone wydarzenie do ataku na gazociągi Nord Stream z 2022 roku. Jego zdaniem tamten sabotaż był "ewidentnym aktem wojny i terroryzmu" wymierzonym w Niemcy oraz całą Unię Europejską.
Chiny wspominają o Nord Stream
Słowa chińskiego publicysty odbiły się szerokim echem, ponieważ "China Daily" jest jednym z głównych anglojęzycznych mediów kontrolowanych przez Pekin, często oskarżanym o wspieranie oficjalnej narracji chińskich władz. Komentarz Chena został odebrany jako przytyk pod adresem Warszawy, która w przeszłości odmówiła wydania Niemcom jednego z podejrzanych o udział w sabotażu Nord Stream - Ukraińca Wołodymyra Żurawlewa. W Polsce wypowiedź dziennikarza uznano za próbę przeniesienia dyskusji z torów bezpieczeństwa wewnętrznego na grunt międzynarodowych sporów politycznych.
Tymczasem polskie służby nadal badają okoliczności wysadzenia fragmentu torowiska w okolicach Życzyna. Uszkodzenie wykrył maszynista, a wstępne oględziny potwierdziły celowe działanie. Premier Tusk zapewnia, że państwo zareaguje zdecydowanie, a osoby odpowiedzialne za atak zostaną zatrzymane. I to niezależnie od tego, kto jest ich mocodawcą.